sobota, 21 lutego 2009

Wyjazd suwalsko-kołobrzeski. Lipiec 2008.

W celu rozpoczęcia drugiego turystyka tych wakacji udałem się wieczorem na stację w Brzesku. Po kilkunastu minutach przyjechał pociąg pospieszny do Kołobrzegu, w który się załadowałem. Wsiadłem i od razu spostrzegłem dużą frekwencję. Zająłem jedno z ostatnich wolnych miejsc w "jedynce" i oczekiwałem przyjazdu do Krakowa. W Płaszowie wysiadłem, miałem teraz dosyć sporo wolnego czasu, podczas którego przyjeżdża m.in. kolonijny pociąg z Nowego Sącza do Gdyni (chyba). Moje "Wigry" podstawiają się na tor 9 przy peronie 3. Spotykam na nim kilku ludzi z GMFK, po czym fotografuję prowadzącego mój pociąg byka i wsiadam ostatecznie do pustej jedynki. Odjeżdżamy z Płaszowa kilka minut po czasie, a z Głównego już planowo. W Słomnikach z powodu modernizacji "ósemki" stajemy na kilkanaście minut i krzyżujemy się z "Lajkonikiem", a potem z "Nidą". Za Kozłowem uskuteczniam drzemkę, budzę się później za Kielcami a potem dopiero w Warszawie. Mimo wczesnej pory od Wschodniej już nie śpię, a od Rembertowa rozpoczynam zaliczanie. Wcześniej stajemy jeszcze na stacji po tradycyjny odbiór rozkazu pisemnego na linię do Zielonki, a potem już wyjeżdżamy. Zaskoczyło mnie, iż od Łochowa (gdzie kończy się SBL) zaczynają się stacje wyłącznie z mechanicznymi urządzeniami SRK - raz są to klucze, raz pędnie; z wyjątkiem chyba podg Prostyń Bug, gdzie na krótko się zatrzymujemy z powodu przepuszczania osobowego przez jednotorowy most na Bugu. Tak dojeżdżam do Białegostoku, gdzie zaskoczył mnie akcent pani zapowiadającej pociągi :). Nasz byczek zostaje zastąpiony na SU45. Dalej linia jest jednotorowa i jeszcze ciekawsza. W Gieniuszach krzyżujemy się z osobówką do Białegostoku. Tak dojeżdżamy do Sokółki, gdzie wysiada rodzinka ze Śląska, która pomyliła sobie grupy wagonów i zamiast w Giżycku, wylądowała w Sokółce. Postój przedłuża się z niewiadomych przyczyn, jednak w końcu opóźnieni o prawie 20 minut ruszamy. Rozpoczyna się piękny, niezelektryfikowany szlak. Przejeżdżamy przez Sidrę, ostatnią stację z kształtami na linii. Stajemy w Dąbrowie Białostockiej a potem także nieplanowo w Jastrzębnej. Ostatecznie docieram do Augustowa, gdzie szybko focę i planikuję stację. Uzupełniam też zapasy w pobliskim sklepie. Na peronie wykonuję pamiątkową fotkę :). Przyjeżdża Jaćwing, do którego się pakuję i kręcę spory kawałek linii. W Dąbrowie Białostockiej wysiadam, a wraz ze mną.... SOKi. Całkiem fajny był ich uśmiech, gdy wyskakiwałem z ostatniego wagonu na międzytorze, gdyż peronu dla mojego pociągu już nie wystarczyło. SOKi udają się na pobliską nastawnię, a ja ograniczam z tego powodu zasięg focenia stacji. Wszystko skończyło się jednak pozytywnie. W czasie pobytu przejechał też jakiś skład kolonijny, którego pstrykam. W końcu wsiadam do jadącej planowo Hańczy i lokuję się w "jedynce" z nagłówkami made in MZPR Warszawa :). Przed Augustowem troszkę przysypiam, jednak już za kontynuuję zaliczanie. Ponieważ w Augustowie SOK wysiadł, decyduję się na jazdę do Trakiszek, natomiast w Suwałkach zmieniam decyzję na Sestokai :). W Suwałkach zostały też odłączone wagony jadące do Sestokai (3 sztuki), do których się przesiadam i zajmuję "jedynkę" wraz z jakimś Anglikiem, jadącym do Wilna. W Trakiszkach z pociągu focę i wykonuję schemat. Wyjeżdżamy stąd bez kontroli granicznej i po kilku kilometrach przekraczamy granicę z Litwą, co uwieczniam na fotkach. Widać kilka zmian, m.in. w utrzymaniu toru. Nagle na jednym z przejazdów... taranujemy samochód osobowy. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Auto jest co prawda dosyć znacznie uszkodzone, a lokomotywa ma lekko przekrzywiony reflektor. Mechanik na radiu żartuje nawet ze swoimi kolegami, którzy stoją w Mockavie. Ruszamy po kilku minutach i dojeżdżamy do Mockavy. Tutaj dyżurna powiadamia litewską Policję, która przyjedzie do nas w drodze powrotnej. Jedziemy dalej do Sestokai, gdzie większość pasażerów przesiada się na pociąg do Wilna. Nasz pociąg się zapełnia, a ja wykonuję trochę fotek, po czym wsiadam do ostatniego wagonu, którym jest rowerówka przerobiona z dawnego wagonu bagażowego. Z lekkim opóźnieniem ruszamy. Zatrzymujemy się ponownie w Mockavie, gdzie Policja spisuje dane mechanika. Jego powrót do składu powoduje gromki aplauz pasażerów :). Po odjeździe jednak Litwini gwizdają w kierunku policji - widać coś nas jednak łączy. Ja dalej zajmuję się foceniem. Tym razem granica od strony polskiej i ponownie stacja Trakiszki. Tutaj wsiada Straż Graniczna, która jednak tylko przechodzi przez skład w poszukiwaniu obcokrajowców. W Suwałkach meldujemy się z ponad 40-minutowym opóźnieniem, ja zaś podczas łączenia składów przejeżdżam przez nieużywaną w ruchu pociągowym głowicę rozjazdową. Focę jeszcze czoło składu z SU45 i wsiadam do "jedynki". W okolicy Augustowa zasypiam, budzę się dopiero przed Sokółką. Ostatecznie dojeżdżam do Białegostoku, gdzie wykonuję kilka fotek na stacji i udaję się do pobliskiego sklepu. Potem zajmuję miejsce w Podlasiaku i planowo odjeżdżamy. Pojadę nim aż do Koszalina. Pierwszy raz zasypiam za Mońkami, budząc się m.in. w Ełku, Giżycku. W Korszach urządzam sobie małą sesję foto, uwieczniając m.in. ST43 i SU45. Przed Olsztynem zasypiam na dobre, budząc się dopiero przed Koszalinem, gdzie wysiadam. Pożywiam się świeżą kawą z automatu i po chwili wybiegam na peron do składu "Podlasiaka" po statyw, którego zapomniałem :). Współpasażer z przedziału podał mi go przez okno. Potem wychodzę przed dworzec, gdzie wisi reklama reaktywowanego połączenia do Mielna. Wykonuję znów parę fotek i wracam na perony, gdzie przyjeżdża już podsył SA103 z Kołobrzegu. Wchodzę do środka, a następnie witam się z mechanikiem i kierownikiem :). Planowo o 5: 52 wyruszamy, a po minięciu Mścic zaliczam trasę. Prędkość oscyluje w granicach 60 km/h, jedzie się całkiem znośnie. W Mielnie znów parę fotek oraz planik "tego”, co pozostało po stacji. Następnie pakuję się z powrotem do pociągu, którym jadę tylko do Mścic. Tutaj znowu fotki a następnie jazda z powrotem do Mielna. Tutaj na postoju wyszedł do mnie mechanik, który zapytał czy mam ochotę na jazdę w kabinie :D. Pozwolił również na wykonanie filmu, czego efekty widać na YT. Karta pamięci w aparacie skończyła się niestety pod wjazdem do Koszalina, jednak było całkiem fajnie. W Koszalinie przesiadam się do opóźnionej rzeźni z Warszawy, którą jadę do Kołobrzegu. Jazda w pustym przedziale przebiega sprawnie, na miejscu melduję się przed dziewiątą. Tutaj wybrałem się w kierunku Szczecina i całkiem przypadkiem udało mi się zaliczyć... nastawnię :D. Przemiły dyżurny dał również schemat do sfocenia, dzięki czemu zrealizowałem jeden z najważniejszych dla mnie celów tych wakacji. Wychodząc czułem już znaczne zmęczenie tym wyjazdem, mimo iż była dopiero 9 rano :). Postanowiłem więc nie żałować sobie i pojechałem osobówką do Gryfic, gdzie spróbowałem wykonać schemat stacji. Nie udało mi się to do końca, jednak miesiąc później powróciłem tutaj, by go dokończyć. Wizyta na stacji trochę mi się dłużyła, więc postanowiłem zaspokoić swoje potrzeby fizjologiczne na pobliskim dworcu PKS. Po powrocie udało mi się zaliczyć jeszcze nastawnię dysponującą. Potem przyjeżdża mój osobowy (SA110), którym decyduję się jechać do Trzebiatowa. Jazda znowu całkiem przyjemna. Na miejscu od razu zaliczam (przez okno :D) tutejszą nastawnię, i ku zdziwieniu dyżurnej, focę sobie jej wyposażenie (również przez okno). Następnie wykonuję schemat. Idzie trochę topornie, jednak udaje się. Potem przyjeżdża mój osobowy, którym pojadę do Baszewic, gdzie będę oczekiwał pociągu w przeciwnym kierunku, krzyżującego się w Płotach. Jadę w SA103, więc jest trochę ciasno, a ja przysypiam, jednak w końcu jakoś dojechałem. Baszewice to przystanek położony praktycznie w środku lasu, więc trochę tutaj nudno. Po kilkunastu minutach przyjeżdża jednak moja osobówka do Kołobrzegu, w postaci jedynie słusznego SA110, w którym zajmuję wolne miejsce. Jazda upływa bardzo miło, wyjątkiem jest tylko odcinek do Gąbina, na którym obowiązuje prędkość 30 km/h. Dalej jednak jest szybko i w końcu docieram do Kołobrzegu, ukochanego nadmorskiego miasta. Ponieważ mam jeszcze dużo czasu, udaję się na plażę, potem krótki spacerek po mieście, ostatnie zakupy i wracam na stację, gdzie pół godziny przed odjazdem udaje mi się zająć ostatnie wolne miejsca w "jedynce". W końcu odjeżdżam już ostatnim pociągiem tego wyjazdu, a atmosfera tego wyjazdu jest identyczna jak 11 lat wcześniej, gdy również odjeżdżałem stąd. Podróż upływa bardzo przyjemnie zwłaszcza, że jestem bardzo zadowolony z wyjazdu. Do Szczecinka odnajduję jeszcze resztki sił, by wyglądać przez okno na korytarzu. Potem zasypiam i budzę się w Toruniu. Ponownie zasypiam po przejechaniu przez Otłoczyn - tak, bardzo chciałem przejechać przez tą stację. Budzę się dopiero w Częstochowie, a następnie w Dąbrowie Górniczej Ząbkowicach, odkąd już nie śpię. Usiłuję jeszcze wykonać plany paru stacyjek po drodze :). W Trzebini dokonuję przesiadki o klasę niżej, czyli po prostu wychodzę na korytarz. Przed Krakowem przechodzę do wolnych "dwójek", gdzie dosiadają się rodzinki z małymi dziećmi. Ogólnie ostatnie kilometry mijają całkiem przyjemnie, w Bochni melduję się kilka minut przed planem. W Brzesku wysiadam i tak kończę najlepszy wyjazd wakacji 2008 roku.

czwartek, 11 grudnia 2008

Kołobrzeg - 24-25 maj 2008

Pierwszy większy turystyk tego roku przypadł na drugi majowy weekend, a konkretnie Boże Ciało. Ponieważ mieszkałem od jakiegoś czasu nie w Krakowie, a w niewielkiej Mieścinie niedaleko Brzeska, to właśnie stamtąd rozpocząłem wyjazd. Około południa udałem się na stację, skąd pociągami osobowymi udałem się najpierw do Rzeszowa, a następnie do Przeworska, gdzie oczekiwałem na Pawła. Gdy przyjechał osobówką z Tarnobrzega, wspólnie udaliśmy się zakupić bilety. Po moich długich namowach w końcu zakupiliśmy turystyki na "jedynkę" i wspólnie oczekiwaliśmy przyjazdu Przemyślanina. Gdy w końcu przyjechał, zajęliśmy miejsca w pustym przedziale. podróż upływała powoli i spokojnie. W Płaszowie wyskoczyliśmy na fotki (najpierw ja, potem Paweł), który poznał kilku krakowskich MK, również focących siódemkę PRu. Dalej, również sami w przedziale jechaliśmy aż do Wrocławia. W miedzyczasie trochę udało mi się przespać. We Wrocławiu nastąpiła ponownie krótka sesja zdjęciowa, tym razem pierwszy wyskoczył Paweł, a potem ja. Od Wrocławia jechaliśmy również w nieco bardziej zapełnionym przedziale. Ja uskuteczniłem sen aż do Leszna, skąd już bez snu wyczekiwałem Poznania. W stolicy wielkopolski nastąpił szybki wypad do KFC, a wcześniej oglądnąłem prace przy modernizacji stacji. W międzyczasie podstawił się nasz "Delfin", w skład którego weszła jedynka i bohuny. Zajęliśmy miejsca i rozpoczęliśmy konsumpcję longerów zakupionych w KFC. Gdy ruszyliśmy, zacząłem podziwiać do tej pory nieznaną mi linię. Niestety, za Chodzieżą film znowu mi się urwał i obudziłem się w Pile. Większość odcinka Piła - Szczecinek również przespałem, a od Szczecinka już nie dałem się zmęczeniu. Zaciekawiły mnie ładnie utrzymane stacje takie jak Iwin czy Podborsko, gdzie nadal działa sygnalizacja kształtowa. W końcu dojechaliśmy do Białogardu, gdzie byłem już 11 lat temu podczas rodzinnego wyjazdu z mamą i kuzynką. Nastąpił tutaj nieco dłuższy postój z uwagi na skomunikowanie ze "Sztormem". W końcu ruszyliśmy. We Wrzosowie częściowo splanikowałem stację z pociągu, gdyż plan przewidywał wizytę jedynie w Dygowie i Karlinie. Nastąpiła również mijanka z Krakowianką. Po minięciu Dygowa obydwoje wypatrywaliśmy już tylko Kołobrzegu. Gdy dojechaliśmy, przypomniały mi się piękne chwile sprzed 11 lat, gdy to na peronie obok wysiadałem z pociągu Hotelowego, jadącego z Krakowa. Krótko po tym zrobiliśmy trochę zdjęć na stacji, a następnie ruszyliśmy na plażę. Pogoda była wyjątkowo udana, mimo iż wiał lekki wiatr. Weszliśmy również na molo. Potem skierowaliśmy się na małe conieco niedaleko stacji. Mogliśmy tam posłuchać wyjątkowo ciekawych zwierzeń wnuczki, która opowiadała wydarzenia z życia codziennego swojej babci. Potem odwiedziliśmy znajdujące się w sporym oddaleniu od stacji delikatesy, gdzie zakupiliśmy trochę prowiantu na najbliższe godziny. Następnie skierowaliśmy się w kierunku Goleniowa, aby sfocić wjeżdżającą osobówkę ze Szczecina. Gdy to uczyniliśmy, pozostało nam tylko ruszyć na stację i zająć miejsca w osobówce do Poznania, szczelnie wypełnionej przez turystów. Poinformowaliśmy przy tym jedną panią, że pociąg jedzie przez Piłę, można w niej nawet wysiąść a jeśli będzie chciała, to zajedzie nim aż do samego Poznania. Tuż przed odjazdem dosiadł do nas miły starszy pan, który stał się duszą całego towarzystwa. Opowiadał o tym jak to kiedyś się studiowało i o swoich życiowych przygodach. Wysiadł niestety już na pierwszym przystanku, w Stramnicy. Ja wysiadłem na następnej stacji - w Dygowie, a Paweł pojechał Daszewa focić w plenerze. Mi plan Dygowa udało się zrobić dosyć sprawnie, a po chwili oczekiwania przyjechała osobówka, którą udałem się do Karlina. Przejeżdżając minąłem Pawła, robiącego fotki. W Karlinie stacja okazała się całkiem ciekawa, czasu jednak było trochę mało. Jakoś jednak udało się zrobić plan, w dodatku mój pociąg do Kołobrzegu był opóźniony. W Daszewie dosiadł się Paweł, który dosyć nerwowo wypisywał już SMSy w oczekiwaniu na osobówkę. W Kołobrzegu ponownie udaliśmy się na plażę, Paweł nawiązał również łączność ze swymi kolegami z Sandomierza. Gdy wróciliśmy na stację był już podstawiony nasz osobowy do Koszalina, którym pojechaliśmy do Ustronia. Stacja ta wydawała mi się ładniejsza na zdjęciach niż w rzeczywistości. Oczywiście zrobiłem planik, następnie trochę zdjęć. Paweł wykonał tu swoje chyba najlepsze zdjęcie z wyjazdu, czyli sfocił "Pobrzeże". W końcu oczekiwaliśmy już tylko Ustronia, które pojawiło się właśnie w Ustroniu. Zajęliśmy miejsca w wagonie 1/2 klasy. W Gdyni dołączył do nas jeden pan, który po mojej interwencji został wyproszony przez kierownika pociągu. Przedział jednak trzeba było zmienić, gdyż nie nadawał się do dalszej podróży. A dalej już praktycznie spałem, nastąpiło jednak krótkie przebudzenie w Warszawie, a koniec snu przypadł dopiero za Kielcami. Oczekiwaliśmy już tylko dojazdu do Krakowa, przez modernizowany odcinek Miechów - Łuczyce. Paweł zrezygnował wcześniej z wypadu na LHS w okolice Sędziszowa z powodu pogody, co mnie niestety zasmuciło. Widać jednak jakiś pech podczas podróży z nim musi nastąpić. W Krakowie wysiedliśmy, Paweł zakupił obwarzanki dla całej rodziny i udaliśmy się na "Roztocze", którym ja jechałem już do Brzeska, gdzie zakończyłem turystyka.

środa, 10 grudnia 2008

Ustka, Łeba, Gdańsk, Szklarska Poręba

Już u początku wakacji 2008 roku, miałem zaplanowane pewne wypady. Pierwszy z nich dokładnie przygotowywałem już na dwa tygodnie przed wyjazdem. Nastąpił on w pierwszy weekend lipca. Stawiłem się w południe, na stacji Brzesko Okocim. Zakupiłem najpierw bilet do Gliwic, a następnie turystyka. Pierwszym pociągiem, z którego skorzystałem, była osobówka do Krakowa. Przyjechała ze sporym zapełnieniem, udało mi się zająć tylko miejsce stojące. Dojechałem jednak do Krakowa Głównego, a tutaj parę minut przerwy. Ładuję się do kolejnej osobówki, tym razem do Katowic. Tutaj trafiają się pełne plastiki, do tego niskie. Plusem była jednak niska frekwencja. Miałem więc czas na zaplanowanie kolejnych wakacyjnych wyjazdów. W Katowicach po chwili pobytu dowiedziałem się, że jednak zmienił się rozkład i moja osobówka do Gliwic nie pojedzie. Muszę więc wsiąść do pośpiecha Katowice - Świnoujście, który odjeżdża stąd o 17:59 - minutę przed rozpoczęciem turystyka. Do Kędzierzyna, gdzie zakończyłem podróż konduktor się jednak nie pojawił i wysiadłem na dworcu, gdzie mam prawie godzinę wolnego. Po zakupieniu wszelkiego prowiantu na noc, oczekiwałem już na dworcu. Pogoda nie była zbyt dobra, jednak na sobotę zapowiadano poprawę. Wreszcie przyjechał mój pośpiech do Kołobrzegu, którym zaplanowałem przejazd do Wrocławia. Frekwencja mnie zaskoczyła, gdyż był bardzo duży tłok, nie miałem nawet szans znalezienia miejsca w pierwszej klasie... Nie przejmowałem się tym zbytnio, a do Wrocławia zająłem się kręceniem filmów, w tym odcinka Opole - Wrocław i stacji na nim. We Wrocławiu szybko wybiegam na peron, potem do przejścia i z powrotem na peron, gdzie stał mój pociąg do Kołobrzegu i Łeby... W tym momencie dopadła mnie dezorganizacja, gdyż cały był zapełniony, a ja miałem zaplanowane przed sobą trzy kolejne noce w pociągach. Tuż obok stał pociąg, który przejechał tu wcześniej z Katowic, prawie pusty. Szybkie zastanowienie, ale zdecydowałem jednak, że pojadę swoją trasą. Nagle wpadło olśnienie - na początku pociągu znalazła się pusta... bonanza! Wszedłem do niej a tu kartki z napisem: "wagon niedostępny...". Pobiegłem zapytać konduktora, a ten jednak zezwolił na przejazd w niej. Rozłożyłem się wygodnie, a wagon powoli się zapełnił. Z Wrocławia wyruszyliśmy planowo i wszystko w zasadzie przebiegało w porządku. Nie mogłem jednak zasnąć. Tak oto dojechałem do Poznania gdzie zaczął się dramat... Ogrom osób wsiadających do mojego wagonu spowodowała, że nie miałem jak ułożyć się do snu. Liczba zajętych miejsc w wagonie osiągnęła 100%. Z trudem dojechałem jednak do Białogardu, gdzie część osób jadących w moim wagonie przeszła do części kołobrzeskiej, która była jeszcze bardziej zajęta. Z Białogardu wyruszyliśmy planowo, jednak nie miałem co zabierać się już za spanie. Gdy wysiadłem w Słupsku, na sąsiednim peronie czekał już osobowy do Ustki. Ja jednak udałem się do budynku dworca na śniadanie. Później zająłem miejsca w zapełnionej w około 80% osobówce. Po dojechaniu do Ustki mogłem rozpocząć właściwą część mojego turystyka – czyli robienie schematów stacji. Robienie schematu Ustki przyszło mi z pewną trudnością, gdyż stacja była bardzo zarośnięta. W końcu jednak udało się i wyruszyłem jeszcze na chwilę do miasta. Nie mając jednak zbyt wiele czasu wróciłem na stację, gdzie oczekiwałem mojego pociągu. Obfociłem zmianę czoła po jego przyjeździe i ze spokojem wróciłem na peron, by wsiąść do niego. Droga do Słupska upłynęła szybko na podziwianiu tej w sumie bardzo fajnej, choć nie odkrytej przez miłośników fotografii linii. W Słupsku szybka przesiadka do pośpiecha w kierunku i tym razem mogłem podziwiać świetną prędkość na linii 202. W Lęborku urządziłem sobie przerwę, którą spędziłem na posileniu się w dworcowym barze, a potem zająłem miejsce w szynobusie do Łeby. Jazda w nim nie była zbyt miła, ze względu na ujawniające się chroniczne niewyspanie i duży tłok, a także hałasujące niemiłosiernie dzieci. W Łebie obfociłem i splanikowałem stacje, a następnie udałem się nad morze. Tam, wobec niemiłosiernego zgiełku i zimnej wody przesiedziałem kilkadziesiąt minut i udałem się z powrotem do dworca, gdzie oczekiwałem już pociągu powrotnego. Na pociąg do Lęborka również ustawił się spory tłum ludzi, jednak po szybkim wejściu i zajęciu miejsca nie miałem problemów. W drodze powrotnej jednak miałem dosyć duże problemy ze snem i sporą część trasy przespałem. W Lęborku spędzam nieco dłuższą chwilę, aż przyjeżdża opóźniony Rybak, a sam pakuję się do przedziału pierwszej klasy. Podróż do Gdańska całkiem przyjemna, krzyżujemy się w Godętowie i Gościcinie z osobówkami. Tak docieram do Gdańska, gdzie sporą część czasu spędzam na planikowaniu stacji. Następnie wpadłem na pomysł, żeby udać się SKMką do Gdynii i z powrotem, co też uczyniłem. Chyba na zawsze zapamiętam sobie ścisk w nich panujący. Po powrocie do Gdańska zaliczam jeszcze McDonald i następnie udaję się na osobówkę do Gdyni. Podróż przebiega sprawnie, jedynie dłuższą chwilę stoimy na wyjeździe z Orłowa, przepuszczamy jakiegoś pośpiecha. W Gdyni czym prędzej pakuję się do mojego pośpiecha. Dosiada się do mnie jakiś Kanadyjczyk, jadący do Wrocławia. Kawałek za Gdańskiem udaje mi się zasnąć, budzę się na stacji w Tczewie. Tutaj, co ciekawe, Kanadyjczyk szybko opuszcza mój przedział. Ja zaś nie śpię prawie do Laskowic Pomorskich, dalej znowu zasypiam. Budzę się jeszcze na chwilę w Bydgoszczy, gdzie na korytarzu przetacza się dosyć spory tłum. Ja dalej jadę jednak sam, i budzę się dopiero gdy jedziemy już objazdem przez stację Poznań Franowo, z powodu modernizacji poznańskiego węzła kolejowego. Na chwilę zatrzymujemy się jeszcze przed Starołęką i tu po raz kolejny zasypiam. Budzę się dopiero w Mietkowie, gdzie zaczyna się długa i męcząca podróż linią Wrocław – Jelenia Góra. Ja jednak, bardzo zaciekawiony tą linią, podziwiam ciekawe widoki. Wyjazd ze Świebodzic oczywiście na sygnał zastępczy, podobnie jak wjazd do Wałbrzycha. Następnie planikuję sobie Wojanów i Janowice Wielkie, aż w końcu dojeżdżam do Jeleniej Góry. Tutaj szybki wyskok na stację celem zakupienia prowiantu. Po powrocie do składu instaluję się ze statywem w ostatnim wagonie, celem zarejestrowania odcinka Jelenia Góra – Piechowice, gdzie będę wysiadał. Linia od razu mi się spodobała. Po wysiadce w Piechowicach udaje mi się zaglądnąć również do nastawni i sfotografować pulpit. Następie wykonuję oczywiście planik i dokumentację zdjęciową stacji. Później oczekuję już tylko na moją osobówkę, która spóźni się tego dnia kilkanaście minut, podobnie jak przez całe wakacje. Jadę nią do Sobieszowa, gdzie rysuję planik stacji i podobnie fotografuję jej okolice. Przejeżdżają Karkonosze, a ja czekam już tylko na swoją osobówkę. Trafiam w niej na bardzo miłą panią kierownik, z którą ucinam miłą pogawędkę na temat linii. W Piechowicach mamy dłuższy, około dwudziestominutowy postój, bo czekamy aż „Karkonosze” dojadą do Szklarskiej. Gdy ruszamy, od razu jestem zafascynowany linią, kapitalny podjazd, wąwozy, tunel. Po dojechaniu do Szklarskiej udaję się na krótkie zwiedzanie okolicy, focę także stację. Udałem się też w kierunku Harrachowa, by odnaleźć bliżej mi nieznaną bocznicę szlakową, która tutaj gdzieś jest. Ponieważ szlak jest jednak mocno zarośnięty, zrezygnowałem gdzieś około 500 metrów od semafora wjazdowego. Nagle wpadłem na pomysł, by sfotografować „Kamieńczyka” wjeżdżającego na stację ze słynnej skarpy. Dotarłem na nią przez las, a po półgodzinnym oczekiwaniu zrobiłem chyba jedno z najlepszych zdjęć tych wakacji. Trafiłem także na manewrującą siódemkę PRu, którą również fotnąłem. Następnie udałem się na stację, gdzie zaliczyłem jeszcze nastawnię. Potem pozostała już tylko jazda w dół i podziwianie krajobrazów. Uwieczniłem na filmie odjazd ze stacji i kawałek Górzyniec – Piechowice. W końcu dojechałem do Jeleniej Góry Zachodniej i tu również wykonałem zdjęcia oraz planik. Dłuższa chwila oczekiwania na osobówkę do Szklarskiej i jedziemy. Nagle za stacją gwałtownie stajemy i okazuje się, że zerwana została się trakcyjna… Prysło skomunikowanie ze Śnieżką i spokojna jazda do domu. Po prawie dwóch godzinach pojechaliśmy dalej do Jeleniej Góry Cieplic, gdzie wysiadłem. W oczekiwaniu na osobówkę do Wrocławia poinformowałem kilka przybyłych na przystanek osób, że pociąg do Warszawy zbyt szybko nie przyjedzie :). W końcu przyjechała osobówka, w której uciąłem sobie miłą rozmowę z kierownikiem. Ten jednak wysiadł w Jeleniej Górze, a ja pojechałem dalej. Wykonałem z pociągu schematy Janowic i Wojanowa. Dalej jedzie się już baardzo powoli i postanowiłem trochę się zdrzemnąć. Ostatecznie do Wrocławia dojechałem o północy i pozostało mi dwie i pół godziny oczekiwania na „Przemyślanina”. Przyjeżdża w międzyczasie m.in. Rozewie, kolonijny do Kołobrzegu – a ja urządzam sobie sesję zdjęciową na dworcu :). W Przemyślaninie zajmuję ostatecznie miejsce w częściowo zajętej „jedynce”. Tak dojeżdżam do Katowic, gdzie przesiadam się na osobówkę. Wygłodniały zajeżdżam do Krakowa, i tutaj kończę pierwszy wakacyjny wyjazd.